sobota, 3 maja 2014

Wstęp

           Często o tym rozmawiałyśmy. Przeważnie nasze żale były poprzedzone głęboką ciszą, która po chwili przeradzała się w potok rozpaczliwych słów.
- Dalej nie wiem co chce w życiu robić,do niczego nie dążę, nie mogę odnaleźć sensu życia, jestem nieszczęśliwa.
        I patrzyłyśmy na siebie bezradnym wzrokiem.
        Postanowiłyśmy wyznaczyć sobie cele. Już dawniej taki plan ujawniał się w naszych rozmowach, ale nigdy nie potrafiłyśmy zagospodarować trochę czasu, aby wprowadzić plan w życie.
        Bo przecież osiągnięcie tego, co się zaplanowało, przynosi choć odrobinę satysfakcji i zadowolenia. Najpierw małe cele, później coraz większe, ambitniejsze. To mogło się udać. 
 Musiało. Bo cóż nam pozostało? Byłyśmy młode, ale nieszczęśliwe, tkwiące w letargu życia, w jakiś tajemniczy sposób wyzbyte młodzieńczej energii i motywacji do działania. A według naszych obliczeń, nagromadzenie drobnych radości z wypełnianych celów doprowadziłaby do skumulowania pokaźnych rozmiarów „kupy zadowolenia”, która dałaby nam w przyszłości poczucie, że nie zmarnowałyśmy swojego życia. Bo co było gorsze od bezsensownego marnowania czasu? Ale to wbrew pozorom nie było takie łatwe, mieć władzę nad czasem i dobrze go pożytkować.  
            To był zwykły, kwietniowy dzień. Niezbyt zimny, lecz pochmurny i obdarowujący co jakiś czas skromnym deszczem. Ot tak, jedna z nas, siedząc zanudzona na zajęciach, wysłała wiadomość do drugiej. Przekaz był prosty.
- Tworzymy tę listę marzeń. Podajemy propozycję i wzajemnie zatwierdzamy albo nie.
- Miałam to samo proponować. Zatwierdzam.
I stało się. To nie było trudne. 
         Fale smsów przepłynęły między naszymi telefonami w ciągu najbliższych godzin. Jedno było pewne. Nic nie pamiętałam z zajęć. W zamian jednak, wypełniło mnie pierwsze od dawna uczucie zadowolenia, które ciągnęło uparcie kąciki ust ku górze. 
       Gdy miałyśmy tylko czas się spotkać, rozmawiałyśmy żywo o naszych planach i sporządzałyśmy listę celów. 
        Ustaliłyśmy, że spełnianie swoich drobnych pragnień i marzeń rzeczywiście mogłoby nam dostarczyć sporo radości. Ale cele nie wiążą się przecież tylko z przyjemnością ich wypełniania. Są cele, których osiągnięcie wzmacnia nasz charakter, sprawia, że stajemy się bardziej pewni siebie. Wzmacnia nas, byśmy mogli stawić czoło przeciwnością losu. Uczy nas dystansu do siebie i innych. A kiedy tak się dzieje? Wtedy, kiedy spełnienie danego celu przysparza nam trochę kłopotów i musimy nieźle się nagimnastykować, żeby czegoś dokonać. To są cele, które nie są przyjemne w spełnianiu, ale gdy już tego dokonamy, satysfakcja jest potężna. I trwalsza. Spełnia także rolę dopingu, mobilizuje do działania. 
             Mobilizacja? Czy to nie to, czego szukamy? Czego nam, młodym, tak bardzo  brakuje? 
 Wydaje się, że mamy już pierwszy cel. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz